NFL
Zamieszanie wokół ośrodka dla uchodźców w Czerwonym Borze. Tu skrzykiwali się nacjonaliści

W sobotę i niedzielę przed ośrodkiem dla cudzoziemców w Czerwonym Borze w województwie podlaskim na kolejny spacer między blokami zapowiadali się polscy nacjonaliści, by okazać swój sprzeciw wobec uchodźców. Nikt nie przyjechał. W poniedziałek przyjechał były premier Mateusz Morawicki z parlamentarzystami PiS w ramach kampanii wyborczej, znów nastawiał Polaków przeciwko cudzoziemcom i przed kamerami ogłosił narodowi, że tylko Karol Nawrocki wybawi kraj od paktu migracyjnego. Tymczasem sami mieszkańcy Czerwonego Boru mówią dziennikarzom, że nie boją się obcokrajowców, którzy mieszkają po sąsiedzku i są już zmęczeni polityczną i medialną nagonką na ośrodek.
Osada Czerwony Bór w powiecie zambrowskim, w województwie podlaskim. Leniwe niedzielne popołudnie. Jest słonecznie i ciepło. Na placu zabaw dzieci uchodźcze grają w piłkę. Czepiają się po drabinkach, wchodzą na huśtawki. Dorosłych widać na ławkach. Każdy, kto przechodzi z naprzeciwka, wita się polskim “dzień dobry”. Mieszkańcy ośrodka co jakiś czas przemieszczają się między dwoma budynkami pod szyldem Urzędu do spraw Cudzoziemców.
Między nimi stoi dwupiętrowy blok mieszkalny z żółtą elewacją. Przed klatkami widać polskich mieszkańców osady, którzy przysiedli na ławkach. Są tu mieszkania socjalne, ale mieszkają też rodziny, z których dorośli zatrudnieni są w tutejszym zakładzie karnym. Kiedyś takie bloki w Czerwonym Borze były bazą mieszkaniową głównie dla pracowników tych dwóch placówek.
Wokół ośrodka panuje spokój. Czasami ktoś przejedzie samochodem, czasami ktoś z cudzoziemców zaczepi w swojej sprawie pracowników ośrodka, którzy przed biurem wypatrują zapowiadanych od kilku dni grup nacjonalistów. Przejezdni “społecznie” umawiali się na komunikatorze już na sobotę na “przyjacielskie” spotkanie nad zalewem w Zambrowie, skąd mieli wyjść na spacer po okolicy. Zapowiadali, że przyjedzie kilkaset osób z różnych regionów Polski. W sobotę nie było nikogo.
Inne komunikaty nacjonalistów mówiły o “spacerze po lesie” zaplanowanym na niedzielę o godz. 17. Już na dwie godziny wcześniej w Czerwonym Borze są radiowozy i policjanci w cywilu. Jeszcze przed skrętem do osady otoczonej rzadkim lasem mundurowi sprawdzają trzeźwość kierowców. Na zapowiedzianą grupę osiłków oczekują dziennikarze z aparatami, kamerami i mikrofonami. Mieszkańcy bloków z zaciekawieniem przechadzają się wzdłuż ulicy, bo to dla nich niecodzienne wydarzenie.
Tutejsi nie są zadowoleni burzą wokół ośrodka. Mówią, że są już zmęczeni tymi najazdami. Tak nacjonalistów, jak polityków i dziennikarzy.
— My się tu niczego nie boimy, znamy się z tymi ludźmi z ośrodka. Ja za dzieciaka jeszcze grałem z nimi w piłkę, to są normalni ludzie, nikogo nie zaczepiają i nic złego nie robią — mówi młody tata z półtoraroczną córką na rękach. Z żoną mieszkają w żółtym bloku obok i dziwią się tej nagonce. — Ja to wiem, że to taka polityczna gra, napuszczanie się polityków na siebie, bo wybory idą. Ośrodek stoi tu tyle lat, nikomu nic nie przeszkadzało i teraz nagle problem jest — denerwuje się chłopak.
