Connect with us

NFL

Rodzice katowanych dzieci z Przemkowa stanęli przed sądem. Obarczają winą siebie nawzajem

Published

on

W końcu ruszył sądowy proces Moniki M. i Marcina G., czyli “rodziców” rodzeństwa z Przemkowa (woj. dolnośląskie), którym przypisuje się znieczulicę i sadystyczne zapędy. Oboje byli na sali rozpraw. Każde z nich zostało doprowadzone do sądu z innej placówki (mężczyzna czeka na wyrok w areszcie, a kobieta odsiaduje karę za kradzież). Filipek nie widzi swych oprawców już od około roku. Piotrusia nie ma już na świecie. Parze odebrano synów w ub. roku, gdy młodszy z chłopców (Piotruś) trafił do szpitala po otrzymaniu strasznego ciosu w główkę. Ale czas spędzony za kratami nie skruszył lodu w sercach obojga rodziców. Nie przyznali się do winy. Więcej! Winą za kaźń, którą przechodzili ich synowie, obarczali siebie nawzajem. Oboje nie byli rozmowni. Na sali sądowej padły jednak słowa, które pokazują, co działo się w ścianach domu grozy w Przemkowie. — Przyciskał głowę starszego syna do poduszki i trzymał, aż przestał płakać — dodała oskarżona.

Filipek i jego młodszy braciszek z Przemkowa na Dolnym Śląsku niemal od urodzenia mieli być bestialsko katowani. Wszystko wydało się, gdy po brutalnym uderzeniu pięścią w głowę młodsze z dzieci straciło przytomność i przestało oddychać. Na miejscu natychmiast pojawili się ratownicy medyczni. Po przywróceniu czynności życiowych malec został przewieziony do specjalistycznego szpitala w Zielonej Górze. Jego stan lekarze określi jako krytyczny. Decyzją głogowskiego sądu rodzeństwo objęto pieczą zastępczą. Po niespełna dwóch miesiącach stan młodszego chłopca się pogorszył i trafił do głogowskiego szpitala. Mimo wysiłku lekarzy 20 maja 2024 r. Piotruś zmarł († 5 mies.). W czwartek (27 marca) przed sądem w Legnicy rozpoczął się proces rodziców chłopców.

Zapewne piekło dzieci trwałoby nadal. Pod koniec lutego ub. r. Piotruś kolejny raz został pobity. Trafił w krytycznym stanie do szpitala w Zielonej Górze. Gdy lekarze odkryli prawdę, personel natychmiast powiadomił policję.

Monika M. to matka biologiczna Filipka i Piotrusia. Do sądu została doprowadzona z zakładu karnego, gdzie odbywa karę pozbawienia wolności za kradzież. Z kolei oskarżony został doprowadzony z aresztu. Gry prokurator odczytywał akt oskarżenia, siedzieli ze spuszczoną głową.

Oskarżona nie przyznała się do winy i oświadczyła, że będzie odpowiadać tylko na pytania swojego obrońcy. Wobec tego sąd przez kilka godzin odczytywał wyjaśnienia, które złożyła w trakcie śledztwa. Monika M. zaprzeczyła wcześniej złożonym wyjaśnieniem, że dawała dzieciom klapsa i uderzała je w głowy plastikową butelką.

Ja dbałam o dzieci, nie biłam ich — zeznała przed sądem matka. — To Marcin kopał Filipa, przesuwał go i wchodził na niego. Traktował ich jak powietrze. Przyciskał głowę starszego syna do poduszki i trzymał, aż przestał płakać — dodała oskarżona.

Ojciec biologiczny dzieci nie miał wiele do powiedzenia. — Jestem niewinny, nie będę odpowiadał na pytania — odpowiedział sądowi.

Sąd odczytał wcześniejsze wyjaśnienia mężczyzny złożone w trakcie śledztwa. Marcin G. także wtedy nie przyznawał się do winy. Twierdził, że to jego konkubina znęcała się nad dziećmi.

Sąd odroczył rozprawę do 6 maja. Oskarżonym rodzicom grozi długoletni pobyt za kratkami

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2024 Myjoy247