NFL
Przed śmiercią powiedział mamusi, że już będzie grzeczny. Dlaczego Zofia K. udusiła 4-letniego syna?

Nikt przy zdrowych zmysłach nie popełnia takiej zbrodni”? A jednak. Witajcie w świecie dzieciobójczyń.
Poród zaczął się w nocy, podczas dyżuru w warszawskim szpitalu. Pielęgniarka Wanda Z. zamknęła się w toalecie. Rodziła na stojąco, w brodziku. Dziecko wypadło główką, uderzyło o metalową ścianę. To była dziewczynka.
– Nie patrzyłam, czy się rusza – zeznała kilka tygodni później. – Natychmiast chwyciłam za szyjkę i ścisnęłam gardziołko. Tak trzymałam przez kilka minut. Kiedy dziecko zrobiło się sine, włożyłam je do plastikowego czerwonego worka, używanego na odpady po operacjach. Mocno zawiązałam węzeł, żeby do środka nie dochodziło powietrze.
Do rana worek leżał na parapecie w pokoju pielęgniarek. Schodząc z dyżuru, siostra Wanda zabrała pakunek do samochodu. Wyrzuciła do śmieci w podwarszawskim miasteczku, gdzie mieszka.
Podczas wizji lokalnej pod koniec 2013 roku oskarżona o dzieciobójstwo bez cienia emocji na twarzy, odegrała duszenie noworodka. Nie traciła kontenansu, gdy musiała pokazać, co zrobiła po zatrzymaniu się koło śmietnika. – Nie zaglądałam do środka worka. Wrzuciłam to do kubła i szybko odjechałam – opowiadała.
Paweł, mąż Moniki szedł śladami krwi, które z kuchni wyprowadziły go na podwórko. Był środek mroźnej nocy w marcu 2016 roku. Żona stała koło parkanu ubrana jedynie w krótką nocną koszulę. Po jej nogach spływała krew. Powiedziała, że poroniła.
Przyjechała karetka; ratownik medyczny powątpiewał, aby tak duży krwotok nastąpił w wyniku poronienia. Wtedy zaczęła przekonywać, że urodziła martwy płód. Ale prawda była inna.
– Oderwałam zębami pępowinę, wzięłam dziecko na ręce i wybiegłam przed dom. Początkowo płakało, potem ucichło. Wyrzuciłam je za furtkę w ogrodzeniu i stałam tam nieruchomo, bo mąż z teściem wyszli z domu z latarkami. Nie chciałam, żeby mnie zobaczyli – opowiadała Monika S.
Ratownik znalazł gołego noworodka na oblodzonej trawie. Nie udało się uratować dziecka. Przyczyną śmierci była niewydolność krążenia i krwotok wewnętrzny, spowodowany urazem głowy.
Zofia
Czteroletni Bartek nie poszedł tego dnia do przedszkola. Był trochę zakatarzony. Z głową na kolanach matki oglądał w telewizorze bajkę. W pewnej chwili Zofia K. chwyciła kabel, który miała pod poduszką i okręciła nim szyjkę syna. Zdążył zapytać: – Co mi robisz mamusiu? Potem już tylko walczył z uciskiem – wywijał się, jak zeznała K. w śledztwie. Kiedy na moment złapał haust powietrza, zdołał wykrztusić, że będzie już grzeczny. Wtedy zatkała mu ręką nos i usta i zaciągnęła dziecko do kuchni, gdzie przycisnęła ciężarem swego ciała. Osiem minut później do mieszkania wszedł jej szwagier. – Coś ty zrobiła? – krzyknął.
– Udusiłam.
Katarzyna
Katarzyna W. z Sosnowca przez kilka dni przymierzała się do zamordowania półrocznej córki. Najpierw planowała otrucie dziecka czadem. W nocy, gdy mąż Bartłomiej W. pojechał do pracy, uśpiła małą w łóżeczku i dołożyła do pieca, przymykając drzwiczki. Po zawieszeniu na drzwiach koca przeszła do drugiego pokoju. Ale mężczyzna niespodziewanie wrócił do domu, gdyż źle się poczuł. Nim otworzył kluczem drzwi, Katarzyna zdążyła przewietrzyć mieszkanie i wziąć córkę na ręce.
Następnie planowała podać dziecku pigułkę gwałtu lub eter – w internecie szukała porady, jak to przyrządzić samemu. Ostatecznie postanowiła Madzię udusić, pozorując upadek niemowlaka na podłogę.
Jej przygotowania do zabójstwa były przemyślane krok po kroku. Najpierw prośba do teściów, aby wzięli Madzię na noc, gdyż planowali z mężem wieczorne spotkanie ze znajomymi. W południe W. chciał podwieźć żonę z dzieckiem w wózku do dziadków. Katarzyna odmówiła w ostatniej chwili pod pretekstem, że zapomniała córkę nakarmić. Bartłomiej spieszył się, więc odjechał. Ledwo samochód zniknął za zakrętem, kobieta zawróciła do domu. W śledztwie będzie tłumaczyła, że po pieluszki. Kłamała. Paczka pampersów tkwiła w kieszeni wózka. Matka Madzi weszła do mieszkania, rozebrała córkę i rzuciła nią o próg. Dziecko nadal żyło, więc udusiła je, ściskając krtań.
Śledczy sprawdzili komputer rozpaczającej matki. Okazało się, że będąc w ciąży, szukała informacji, jakie środki trzeba zażyć, by poronić. Znaleziono wpisane przez nią hasła: “zasiłek pogrzebowy niemowlaka”, “nieumyślne spowodowanie śmierci”, “kremacja dziecka”.
Martwa córka leżała zakopana w zdziczałej części sosnowieckiego parku. Były tam ślady obecności matki – w pobliskiej pryzmie śniegu pozostawiła niedopałek papierosa i rękawice robocze, w których grzebała zwłoki. Włókna z tych rękawic znaleziono później na ubranku Madzi.
