NFL
Polka znalazła się w samym centrum blackoutu. “Toalety były straszne”

Półwysep Iberyjski pogrążył się w mroku. W poniedziałek, 28 kwietnia, o godz. 12.30 lokalnego czasu doszło do jednej z największych awarii prądu w Hiszpanii i Portugalii. Zgasły światła, zatrzymały się pociągi, padła sieć komórkowa. Władze w Madrycie ogłosiły stan wyjątkowy. A turyści? Zostali rzuceni na głęboką wodę – bez zasięgu, bez informacji i często… bez pomocy. Jak wyglądała sytuacja w Portugalii?
Blackout w Portugalii.4
Zobacz zdjęcia
Blackout w Portugalii. Foto: Anadolu / ABACAPRESS
“Niestety znalazłyśmy się we trzy w samym centrum tego wydarzenia” — napisała w poście na Facebooku Agnieszka Hari Kartar, turystka, z którą się skontaktowaliśmy. Polka 28 kwietnia przyleciała z przyjaciółkami do Portugalii. Ich samolot do Lizbony musiał awaryjnie lądować w Porto. Tam zastała je cisza – nie ta przyjemna, wakacyjna. To była cisza absolutna – bez internetu, bez telefonów, bez komunikacji.
Nie było zasięgu ani telefonicznego, ani internetu, w związku z czym nic nie działało. Ani pociągi, ani systemy informacyjne. Ludzie pakowali się w taksówki i autobusy na oślep byle wyjechać z lotniska. Wszystko za gotówkę. My przez jakiś czas czekałyśmy na powrót komunikacji, by odzyskać zamówioną rezerwacje auta, ale bez skutku” — dodaje.
Próby kontaktu ze znajomymi z Porto spełzły na niczym – sygnał pojawiał się i znikał. Ostatecznie kobiety zdecydowały się wynająć nowe auto. Dane trzeba było podać ręcznie, na kartce. Karty kredytowe były obowiązkowe, podobnie jak fizyczne prawo jazdy – żadnych cyfrowych dokumentów. — Spisywali dane na kartce, którą się podpisywało i na tej podstawie wydawali auta. Ale trzeba było okazać prawo jazdy, kartę kredytową itp. — opowiada nam Agnieszka
O północy dojechaliśmy do Lizbony, gdzie na lotnisku nadal było to samo. Ludzie koczowali na podłodze, toalety wyglądały strasznie, ale woda była. Wszystkie punkty sprzedaży zamknięte, tylko niektóre miały agregaty” – wspomina Agnieszka w poście.
Na lotniskach dosłownie zgasło życie. Przestały działać nie tylko systemy informacyjne, ale także schody ruchome i większość wind. — Biegałyśmy po piętrach, próbując zdobyć jakiekolwiek informacje: od Ryanaira, obsługi lotniska, policji. Dobrze, że byłyśmy we trzy. Jedna siedziała z bagażami, dwie ruszały po jedzenie, do toalety, po informacje. Samotnym osobom czy rodzicom z dziećmi musiało być o wiele ciężej — opowiada nam Agnieszka.
Z lotniska udało się zamówić przejazd przez aplikację – tylko dlatego, że na chwilę pojawił się zasięg. Do miejsca docelowego (Ericeira) kobieta dotarła o pierwszej w nocy. — Nie było jeszcze zasięgu i budziłam gospodarza obiektu dzwonkiem w bramie. Nie wiedziałam, czy nie zostanę na ulicy — dodaje Agnieszka.
Dzień później sytuacja się ustabilizowała. Prąd wrócił, internet działa, a Portugalia znów zachwyca. Ale wspomnienia z poniedziałku zostaną na długo. — Zdecydowanie wszyscy nauczyliśmy się z tego wydarzenia, że trzeba mieć gotówkę, jedzenie i wodę, trzymać się razem i komunikować się z innymi — powiedziała Agnieszka
