NFL
Pierwszy raz zrobiła coś takiego

Mówię głośne przepraszam”. Martyna Wojciechowska publicznie bije się w pierś
Martyna Wojciechowska zaczęła swoją przygodę z mediami pod koniec lat 90., kiedy prowadziła programy rozrywkowe i motoryzacyjne w stacji TVN. Przełom w jej karierze nastąpił w 2002 roku, gdy zdecydowała się na zdobycie Korony Ziemi – najwyższych szczytów wszystkich kontynentów. Udało jej się zrealizować ten cel, stając się trzecią Polką z takim osiągnięciem oraz drugą, która dokonała tego według bardziej wymagających kryteriów Reinholda Messnera. Wyprawa została przedstawiona zarówno w filmie dokumentalnym „Korona Ziemi”, jak i w publikacjach książkowych. Od tego momentu jej kariera zaczęła dynamicznie się rozwijać.
W 2007 roku została redaktorką naczelną polskich edycji magazynów „National Geographic” i „National Geographic Traveler”, a dwa lata później rozpoczęła emisję swojego autorskiego programu „Kobieta na krańcu świata”. Poza życiem zawodowym Martyna spełnia się także jako mama. Jej córka Marysia, dziś piętnastoletnia, jest owocem jej związku z Jerzym Błaszczykiem – pasjonatem sportów ekstremalnych. Choć jego życie obfitowało w ryzyko, to śmiertelną chorobą okazał się nowotwór. Jerzy zmarł 27 lutego 2016 roku, gdy ich córka miała zaledwie osiem lat.
Martyna Wojciechowska podzieliła się w sieci czarno-białym zdjęciem oraz kilkoma innymi fotografiami, na których uwieczniona jest z ojcem, który niedawno odszedł. Jak się okazuje, pożegnała niezwykle ważną dla siebie osobę – mężczyznę, który przez całe jej życie był dla niej ogromnym wsparciem. Ich relacja była wyjątkowo bliska, a ojciec z dumą śledził jej zawodowe osiągnięcia i zawsze był przy niej w trudnych momentach.
Tatku. Mój kochany tato Stasiu. Byłeś zawsze… Czuję wielki smutek, że już nigdy cię nie zobaczę i nie przytulę. Choć mam 50 lat to zawsze, kiedy przyjeżdżałam do domu w Izabelinie, siadałam ci na kolanach jak mała dziewczynka (choć przecież cię przerosłam) i się tuliłam, a ty gładziłeś mnie po plecach i mówiłeś, że jestem wyjątkowa i że ze wszystkim sobie poradzę. I jak bardzo mnie kochasz. A wtedy od razu się wzruszałeś i zaczynałeś płakać — pamiętasz? Choć przecież na zewnątrz byłeś twardzielem i chyba nikt cię takiego nie znał. Surowy, czasem zero-jedynkowy, tytan pracy, zawsze musiałeś być w ruchu, coś robić. Nie do pomyślenia było, żebyś się gdzieś spóźnił, albo coś zawalił. Nigdy nie chorowałeś, nie odpoczywałeś, miałeś niespożytą energię — podsumowała Martyna Wojciechowska w poruszającym wpisie.
