NFL
Para kupiła duży dom w cenie mieszkania. “Znajomi się śmiali”

— Trafiliśmy na bardzo duży, trzykondygnacyjny dom z przełomu lat 80. i 90., który stoi na skraju Parku Krajobrazowego Gór Sowich. Dawid od razu zobaczył w nim potencjał, a ja miałam w sercu nadal marzenie o starym domu z duszą. Właśnie w tym miejscu wygrał rozum nad sercem — wspominają Kasia i Dawid, którzy są kolejnymi bohaterami cyklu “Ruinersi”.
Kasia i Dawid: To mogła być historia o tym, jak rzuciliśmy wszystko, zaryzykowaliśmy i kupiliśmy piękny dom do remontu w Hiszpanii albo we Włoszech. To mogła być też opowieść o tym, że kupiliśmy stary, poniemiecki dom z duszą, gdzieś na odludziu, a potem o poranku z kubkiem kawy i pyłem remontowym pod paznokciami oglądamy mgły przetaczające się przez wzgórza. To nie jest jednak ten scenariusz. To historia o wygranej rozumu nad sercem i o pewnym wieczorze, podczas którego wyciągnęliśmy kartkę, narysowaliśmy tabelkę, rozpisując koszty, plusy i minusy opcji z marzeń wielkich oraz mniejszych.
Wracając do początku, kilka razy w roku jeździliśmy w góry i z każdym kolejnym razem było nam trudniej wrócić do miasta, bo coraz bardziej przeszkadzał nam jego gwar. Co prawda, przeprowadzając się z powrotem do Bydgoszczy (oboje stamtąd pochodzimy), docenialiśmy mieszkanie w centrum miasta ze względu na bliskość Starego Rynku, teatru, kina czy innych miejskich przywilejów, ale z czasem coraz mniej z nich korzystaliśmy. Częściej natomiast myśleliśmy, kiedy kolejny raz będziemy mogli wędrować. Gdy pod koniec pandemii rząd zaczął luzować obostrzenia i w końcu można było korzystać z pensjonatów, ruszyliśmy w góry, odwiedzając Tatry, Karkonosze, Beskidy i Góry Stołowe. Mieliśmy też w planach Bieszczady, ale prognoza pogody wskazywała ulewne deszcze w tym czasie, więc, wędrując palcem po mapie, spojrzeliśmy na Dolny Śląsk, a tam trafiliśmy na zupełnie nam nieznane Góry Sowie. Spontanicznie stwierdziliśmy, że jedziemy i przepadliśmy, zauroczeni spokojnym krajobrazem, sielskością, brakiem tłumów, ale też bliskością wielu historycznych atrakcji. Właśnie wtedy zaczął kiełkować w nas pomysł, żeby zamienić miasto na wieś
Naszym pierwotnym planem (nie licząc wyprowadzki do Hiszpanii czy Włoch) był zakup domu poniemieckiego, niestety wszystkie, które nam się podobały, były raczej w stanie nie do zamieszkania. Jeden z nich prawie kupiliśmy bez oglądania. Umówiliśmy się już u notariusza, a wcześnie rano tuż przed podpisaniem aktu mieliśmy go zobaczyć po raz pierwszy od środka. Niestety, stan faktyczny znacząco odbiegał od tego ze zdjęć w ogłoszeniu, a intuicja krzyczała, że remont będzie studnią bez dna. Nasz szok był tak wielki, że już w drodze do notariusza (jechaliśmy samochodem przed sprzedającą) wyciągnęłam rękę przez okno, sygnalizując chęć zjazdu na parking marketu. Poprosiliśmy o czas do namysłu i ostatecznie z tego domu zrezygnowaliśmy (pewnie remontowalibyśmy go do dziś). Nie wyobrażaliśmy sobie remontowania domu zdalnie. Szukaliśmy opcji do względnego zamieszkania i remontu
Tak trafiliśmy na bardzo duży, trzykondygnacyjny dom z przełomu lat 80. i 90., który stoi na skraju Parku Krajobrazowego Gór Sowich. Dawid od razu zobaczył w nim potencjał, a ja miałam w sercu nadal marzenie o starym domu z duszą. Właśnie w tym miejscu wygrał rozum nad sercem. Nie chcieliśmy spędzić kolejnego roku na poszukiwaniach, dom był do zamieszkania. Na jednym piętrze mogliśmy mieszkać, kolejne remontować, a szlaki mieliśmy pod samym nosem. Plusy przeważyły nad minusami
