NFL
Katowany Rafałek przeżył tylko 19 dni. Teraz w sądzie matka przerywa milczenie

Szukaj w serwisie…
Szukaj
Fakt Wydarzenia Zmarł 19-dniowy Rafałek. Matka oskarżona o jego śmierć stanęła przed sądem
Katowany Rafałek przeżył tylko 19 dni. Teraz w sądzie matka przerywa milczenie
Piotr Twardysko-Wierzbicki
Piotr Twardysko-Wierzbicki
Reporter Fakt i Fakt.pl
Wojciech Łaskarzewski
Wojciech Łaskarzewski
Dziennikarz działu Wydarzenia
Data utworzenia: 16 kwietnia 2025, 17:40.
Udostępnij
Płakała i tłumaczyła, że dziecko jej „wypadło”. Ale biegli nie mają wątpliwości – Rafałek był katowany. Zmarł, mając zaledwie 19 dni. Na ławie oskarżonych zasiadła Julianna K. Usłyszała najcięższy z zarzutów, jaki może paść pod adresem matki – doprowadzenie do śmierci własnego dziecka. W środę, 16 kwietnia, w Sądzie Okręgowym w Gorzowie Wielkopolskim (woj. lubuskie) ruszył jej proces 26-letniej kobiety. Grozi jej dożywocie.
Matka Rafałka odpowiada za śmierć synka. Właśnie ruszył jej proces.4
Zobacz zdjęcia
Matka Rafałka odpowiada za śmierć synka. Właśnie ruszył jej proces. Foto: Marcin Kluwak / gorzowianin.com / Archiwum prywatne
Jak wynika z relacji “TVN24”, która szczegółowo opisuje przebieg rozprawy, oskarżona nie przyznała się do winy i przedstawiła swoją wersję wydarzeń.
Rafałek miał zaledwie 19 dni, kiedy trafił do szpitala. Był w stanie agonalnym. Miał złamany obojczyk, krwiaki w mózgu, masywny wylew do siatkówki. Lekarze nie mieli wątpliwości. To nie był wypadek. To była przemoc. I to bardzo brutalna.
Biegli opisali wprost: doszło do tzw. zespołu dziecka potrząsanego. Ktoś potrząsał Rafałkiem z taką siłą, że głowa noworodka latała jak piłka, aż doszło do obrzęku mózgu i śmierci.
Według aktu oskarżenia, Julianna K. miała znęcać się nad maleństwem przez ponad dwa tygodnie. Krzyczeć, szarpać, potrząsać. Prokurator wymieniał obrażenia, które brzmią jak z kryminalnego raportu, nie z życia rodzinnego.
Na sali sądowej Julianna płakała. Nie przyznała się do winy. Mówiła, że była sama, wykończona, a partner w niczym nie pomagał. Że chłopiec wypadł jej z rąk. Że uderzył o łóżeczko. Że nie zauważyła nic niepokojącego i jeszcze rano go karmiła.
– Około 11 wyszłam z łazienki i zobaczyłam, że ciężko oddycha. Weszła mama, kazałam jej dzwonić po karetkę – relacjonowała na sali rozpraw.
Do szpitala pojechała z dzieckiem sama. Partner został w domu. Twierdziła, że miał iść do pracy, ale po czasie zjawił się na oddziale
Sędzia przysłuchiwała się tej relacji z kamienną twarzą. Nie przerwała ani razu. Ale nie padło pytanie, które wisiało nad salą jak cień: czy można nie zauważyć, że niemowlę umiera w rękach?
Julianna K. odpowiada też za znęcanie się nad dwoma kotami. Twierdzi, że ich “nigdy nie uderzyła”. – Czasem krzyknęłam, ale nic więcej – mówiła.
Według prokuratury to właśnie ona – i tylko ona – odpowiada za śmierć Rafałka. Jej partner, mimo wcześniejszych podejrzeń, nie stanął przed sądem. Złożył wyjaśnienia i został zwolniony z aresztu.
Wszystko zależy teraz od sądu. Julianna K. może usłyszeć wyrok nawet dożywotniego pozbawienia wolności.
