NFL
Czesław Kukuczka zginął od strzału w plecy. Jego morderca przez lata żył w luksusie

Myślał, że zmierza ku wolności, gdy dostał kulę w plecy. Polak Czesław Kukuczka został śmiertelnie postrzelony w punkcie kontrolnym w Berlinie 29 marca 1974 r. Jego morderca, porucznik Stasi Manfred N. został skazany za to zabójstwo dopiero jesienią 2024 r. Wcześniej wiódł życie w luksusach, a śmierć Kukuczki owiana była tajemnicą.
Czesław Kukuczka mieszkał z żoną i trójką dzieci w Berlinie Wschodnim. Był strażakiem. Żyło mu się ciężko, brakowało pieniędzy. Pewnego dnia mężczyzna postanowił uciec, prawdopodobnie do USA, gdzie miał rodzinę od strony matki. Poszedł do polskiej ambasady i oświadczył, że nie chce wracać do ojczyzny, tylko wyjechać z Berlina Wschodniego. Groził, że ma przy sobie ładunek wybuchowy, który zdetonuje, jeżeli jego żądania nie zostaną spełnione i nie trafi do Berlina Zachodniego. Na ulicy mieli się też
znajdować inni ludzie z ładunkami.
Pracownicy ambasady przekonali Kukuczkę, że odzyska wolność. Dali mu niezbędne dokumenty. Myślał, że został odwieziony przez nich do przejścia granicznego zlokalizowanego na dworcu przy Friedrichstrasse. Tak naprawdę został jednak przekazany prosto w ręce Stasi (służba bezpieczeństwa NRD), która podjęła decyzję, że Polaka trzeba unieszkodliwić poza budynkiem ambasady. Gdy minął już dwa z trzech punktów kontrolnych i myślami z pewnością był w wolnym świecie, poczuł silny ból w plecach. Został postrzelony z odległości zaledwie 2 m przez mężczyznę zakrytego płaszczem. Dziś wiemy, że był to Manfred N. Kukuczka straszliwie cierpiał, o czym po latach opowiadał niemiecki kierowca karetki, który go wiózł do lekarza. Życia Polakowi nie uratowano
Wdowa po Czesławie Kukuczce informację o jego śmierci dostała dopiero ok. miesiąca później. Przekazano jej prochy męża w urnie. Przez lata nie było jednak oficjalnie wiadomo, jak zginął. Co prawda dzięki trzem nastolatkom, które widziały egzekucję, historia trafiła do zachodnich mediów, ale nie było jasne, kim była ofiara. Gdy po latach zostało to ustalone, wciąż nie było wiedzy, kto pociągnął za spust.
Wdowa po Czesławie Kukuczce informację o jego śmierci dostała dopiero ok. miesiąca później. Przekazano jej prochy męża w urnie. Przez lata nie było jednak oficjalnie wiadomo, jak zginął. Co prawda dzięki trzem nastolatkom, które widziały egzekucję, historia trafiła do zachodnich mediów, ale nie było jasne, kim była ofiara. Gdy po latach zostało to ustalone, wciąż nie było wiedzy, kto pociągnął za spust.
Ostatecznie udało się ustalić, że był to porucznik Stasi Manfred N., który prawdopodobnie w związku z tą właśnie sytuacją został nagrodzony za powstrzymanie zamachu terrorystycznego. Przez te wszystkie lata, gdy śmierć Polaka nie była wyjaśniona, Niemiec żył, opływając w luksusy. W 2024 r. dosięgła go jednak sprawiedliwość.
Polska strona domagała się wydania Manfreda N., na co Niemcy się nie zgodzili. Postanowili jednak sami oskarżyć i osądzić mężczyznę w procesie ws. śmierci Czesława Kukuczki. Niemieckie media relacjonowały rozprawy. Wiekowy już Manfred N. nie chciał się wypowiadać, a twarz zasłaniał teczką. 14 października 2024 r. były porucznik Stasi został uznany winnym zabójstwa obywatela polskiego Czesława Kukuczki na kolejowym przejściu granicznym pomiędzy NRD a Berlinem Zachodnim i wymierzył mu karę 10 lat pozbawienia wolności.
