NFL
Czarny scenariusz spełnia się na naszych oczach. Bal na Titanicu trwa

Polak i Litwin spotkali się pewnego razu na przyjęciu urodzinowym w Irlandii. Pewnie nie siedzieli tak bez niczego, skoro ostatecznie się pobili. Powód? Spór o pochodzenie Adama Mickiewicza. Sprawa trafiła do sądu. Polak zapłacił sowitą grzywnę, dostał też karę więzienia w zawieszeniu. Nikt agresji popierać nie zamierza, ale pewnie nie będzie wielką przesadą stwierdzenie, że swojego dobra narodowego bronił bardziej zaciekle niż w piątkowy wieczór piłkarze reprezentacji Polski razem wzięci. Podopieczni Michała Probierza co prawda wygrali z Litwą (1:0), ale na tym pozytywy się kończą. Najbardziej dojmujące jest to, że ten mecz wręcz musiał tak wyglądać. Bo kadra, bez względu na klasę rywala, zawsze gra tak samo.
Więcej ciekawych historii znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Gdy okres ogórkowy trwał w najlepsze, Michał Probierz pojawił się w telewizji śniadaniowej. Na pytanie, jakie książki poleca, wskazał m.in. “Kiedy ptaki powrócą”. Dzieło Fernando Aramburu zebrało wiele pochwał wśród krytyków i czytelników, co dziwić nie może, bo idealnie wpisuje się w rozterki będących w średnim wieku Hiszpanów.
Jednak nie tylko ja mam z nim jeden problem: bardzo długo naprawdę niewiele się w nim dzieje. Po przebrnięciu przez połowę z ponad 700 stron pocieszam się w duchu: spokojnie, zaraz się rozkręci.
W piątkowy wieczór przeżywam deja vu. “Spokojnie, zaraz się rozkręci” podpowiadam sobie, gdy Jakub Piotrowski traci w skandaliczny sposób piłkę pod własnym polem karnym, ale uchodzi nam to na sucho.
Nie inaczej jest, gdy przez pierwszą połowę pierwszej połowy nie jesteśmy w stanie zatrudnić litewskiego bramkarza. A gdy w końcu to robimy — nawet, mimo że Przemysław Frankowski do kapitulacji Edvinasa Gertminasa nie zmusza — jestem już niemal pewny, że teraz rozkręcić się już musi.
Gdy w przerwie Michał Probierz nie zmienia nikogo, nie mam już wątpliwości — nie rozkręci się. I przynajmniej wychodzi na moje. Z niewielkim “aczkolwiek”.
Czyżby rekomendując tę książkę, Probierz chciał puścić do nas oko, że to alegoria gry reprezentacji Polski? Coś w tym jest, bo niezależnie od tego, czy Biało-Czerwoni grają z czołową drużyną świata, czy z reprezentacją pałętającą się pod koniec trzeciej pięćdziesiątki rankingu FIFA — i tak nie są w stanie się rozkręcić.
A może Probierzowi chodziło o inną przenośnię? Książka Aramburu przepełniona jest refleksjami człowieka, który ma już po prostu dość. Przytłoczony niespełnionymi nadziejami bohater nie jest w stanie poradzić sobie na dłuższą metę ze swoim smutnym żywotem.
W końcu zdobywa się na następujące wyznanie: “Mój syn jest porażką, ale czy nie wszyscy na tym świecie jesteśmy w jakimś stopniu porażką?”. Wymowne. Bo czyż “dziecko” Probierza, jakim jest reprezentacja Polski, nie jest porażką? Pytanie retoryczne. Choć wszyscy życzylibyśmy sobie inaczej
Aramburu nie jest jedynym, którego cytaty można by przytaczać po piątkowym meczu. Można żonglować nimi do woli. Tym ze Stefana Kisielewskiego: “To, że jesteśmy w d***e, to jasne. Problem w tym, że zaczynamy się w niej urządzać”. Tym z Adama Olkowicza tym bardziej: “Jak spisuje się reprezentacja? Na razie ch****o”.
Do woli można sobie też dworować. Przerzucać się cytatami, dygresjami i ciekawostkami — też. Niewiele to jednak zmieni. Nie zmieni się też gra reprezentacji Polski, bo niespecjalnie zależy na tym piłkarzom.
Albo inaczej: po prostu nie są w stanie tego zmienić. Bez kontuzjowanych Nicoli Zalewskiego i Piotra Zielińskiego mało który z zawodników potrafi zawiązać jakąś akcję ofensywną.
Jakub Kamiński wykłada piłkę Robertowi Lewandowskiemu, a ten daje nam wygraną 1:0
Nie ma przypadku w tym, że w piątek pomogło dopiero wprowadzenie grającego zazwyczaj bez kompleksów Jakuba Kamińskiego. Gdyby nie jego szarża, mówilibyśmy o jednej z największych kompromitacji w historii polskiej reprezentacji. Gol Roberta Lewandowskiego po asyście piłkarza Wolfsburga całościowego obrazu gry nie zamaże, ale przynajmniej pozwala zachować choć krztę nadziei na dalszą część eliminacji.
Tylko czy aby na pewno powinniśmy w dalszym ciągu się łudzić?
Przecież zmierzaliśmy już w dobrym kierunku. Przecież tak naprawdę niewiele zabrakło, żebyśmy ze Szkocją wygrali 6:3 (mniejsza o to, że przegraliśmy 1:2). Przecież zagraliśmy bardzo dobrą pierwszą połowę w Portugalii (mniejsza o to, że drugą przegraliśmy 1:5).
Brzmi niedorzecznie? Cóż, to wszystko głosy wychodzące jesienią z kadry. To prawda, mnie też byłoby wstyd wypowiadać takie farmazony.
