NFL
Oto reakcja Abramowicz po tym, co zrobiła Świątek. Mielibyśmy twardy dowód
Oto reakcja Abramowicz po tym, co zrobiła Świątek. Mielibyśmy twardy dowód
Iga Świątek miała piłkę meczową na wagę finału Australian Open. I to przy własnym serwisie. Polska tenisistka nie wykorzystała szansy na zdobycie twardego dowodu na to, że panować może nie tylko na paryskiej mączce. Strasznie szkoda, że w sobotnim finale z Aryną Sabalenką zagra Madison Keys, która pokonała Świątek 5:7, 6:1, 7:6 (10-8).
Madison Keys lepiej serwowała, Madison Keys mocniej i pewniej uderzała, Madison Keys zdobyła więcej punktów w całym meczu (111:100), Madison Keys niespodziewanie, ale zasłużenie pokonała Igę Świątek w półfinale Australian Open. Takie są fakty.
Trudno oglądało się ten mecz, gdy w drugim secie Amerykanka rozbijała Polkę. Przez cały turniej to Iga szła, wygrywając sety 6:0 i 6:1, aż nagle sama poczuła, jak to jest nie mieć nic do powiedzenia. Keys wygrała drugą partię 6:1 w 27 minut. Wychodziło jej absolutnie wszystko, kapitalnie zareagowała po przegranym 5:7 pierwszym secie. Ale później rewelacyjną reakcję pokazała Świątek. Keys to doświadczona, 30-letnia, zawodniczka, która ma kapitalny początek roku i za chwilę wróci do światowego top 10 (teraz jest na 14. Miejscu). Amerykanka bez wątpienia grała jeden z meczów życia, a Polka nie pękła.
Świątek nie wytrzymywała nerwowo. Ale potrafiła zareagować
Generalnie w tym meczu Igę zawodził serwis (popełniła aż siedem podwójnych błędów serwisowych i dała się przełamać aż osiem razy), a wiele razy zawodziły ją też nerwy (popełniła aż 40 niewymuszonych błędów przy tylko 22 uderzeniach kończących – Amerykanka miała bilans 36:41). Świątek bywała zbyt niecierpliwa. Zdarzało się, że na siłę rywalki próbowała odpowiadać jeszcze większą siłą, co odbierało jej kontrolę uderzeń. Ale tym razem nie zobaczyliśmy tego scenariusza, który już dobrze znamy. Iga wpadła w poważne tarapaty i próbowała znaleźć wyjście z nich nie poprzez bicie głową w mur, co zdarzało się jej w przeszłości, tylko próbowała to zrobić dzięki ogromnej pracy w obronie. Dzięki wręcz cierpieniu w grze defensywnej. Gdy odgrywała piłki kucając czy niemal klęcząc na jednym kolanie, komentujący mecz w Eurosporcie Dawid Celt mówił, że Iga robi to tak, jak kiedyś robiła Agnieszka Radwańska. Celt swoją żonę zna najlepiej. Również z kortu, bo przez lata był jej sparingpartnerem.
Takie granie Świątek już było dowodem postępu. I to granie prawie doprowadziło do wielkiego sukcesu. Przy stanie 7:5, 1:6, 6:5 i 40:30 Świątek miała meczbola. Przy swoim serwisie. Nie wykorzystała go, Keys zdołała doprowadzić do tie-breaka i w nim to Amerykanka wyszarpała sobie zwycięstwo.
Świątek wygrała nawet więcej niż Sabalenka. Ale liczą się wielkoszlemowe tytuły
Gdyby wygrała Świątek, na pewno zobaczylibyśmy jeszcze większy wybuch radości jej sztabu niż ten, który oglądaliśmy po pierwszym secie. Wówczas najmocniej cieszyła się Daria Abramowicz. Psycholożka świetnie znająca Świątek wiedziała, jak ważne było to, że Iga wytrzymała partię, w której uciekło jej prowadzenie 5:2.
Strasznie szkoda, że Idze uciekła wygrana w tym półfinale. Naprawdę była o włos, mimo że – jeszcze raz podkreślmy – Keys grała świetnie i koniec końców była lepsza.
Wygranie takiego meczu, w takich warunkach, czyli na szybkim, twardym korcie, na jakim rywalka czuje się najlepiej – byłoby twardym dowodem rosnących możliwości Igi. Ci, którzy patrzą tylko na turnieje wielkoszlemowe, potrafią rozpowszechniać fałszywą narrację, że Iga jest świetna wyłącznie na kortach ziemnych. Tymczasem prawda jest taka, że nikt w ostatnich latach nie wygrał tylu meczów na kortach twardych co Polka (161 meczów od 2020 roku). Nikt, nawet Aryna Sabalenka (154 zwycięstwa od 2020 roku). Ale oczywiście dwa mistrzostwa Australian Open i jedno US Open, jakie zdobyła Białorusinka, muszą stawiać ją nad Polką. Szlemy są najważniejsze.