NFL
Dramatyczna sytuacja w sadzie Mariusza Pudzianowskiego. “95 proc. spadnie”

Na niektórych plantacjach 95 proc., a nawet do 100 proc. Zobaczymy, jak to będzie za dwa tygodnie — gdy zrobi się cieplej i zobaczymy, co nie spadnie. Chociaż jak patrzę na drzewo i widzę na nim “rodzynki” zamiast wiśni… — wyjawia w programie “Pytanie na śniadanie” Mariusz Pudzianowski. Były mistrz świata strongman mówi wprost o rentowności jego sadów. W tym roku, przez majowe przymrozki, może stracić na tym biznesie.
Występujące w pierwszej połowie maja nocne przymrozki spowodowały ogromne straty w sadach i na polach. Przemarzły kwiaty i zawiązki drzew owocowych, wymarzły rzepak i zboża. Przymrozki wyrządziły także szkody w sadach. O trudnej sytuacji opowiedział w poniedziałek Mariusz Pudzianowski, który od blisko 30 lat zajmuje się sadownictwem.
Na niektórych plantacjach [wiśni] 95 proc., a nawet do 100 proc. [przymarzło]. Zobaczymy, jak to będzie za dwa tygodnie — gdy zrobi się cieplej i zobaczymy, co nie spadnie. Chociaż jak patrzę na drzewo i widzę na nim “rodzynki” zamiast wiśni… Próbowaliśmy wzmocnić to jakimś hormonem, ale moim zdaniem 95 proc. spadnie — mówi wprost Pudzianowski w porannym programie TVP “Pytanie na śniadanie”.
Dosyć dużo tego mam. Akurat nastawiłem się na wiśnie i dużo tego mam. W kilku miejscach ocalały, bo sady mam rozrzucone w obrębie 20 km. Tu trochę ocalało, a tu się pomroziło 95 proc. — dodaje. “Pudzian” wrócił również do swoich początków w rolnictwie.
Ogrodnictwem zajmuję się od 1996 r. Wtedy kupiłem pierwszą działkę. Ja pochodzę z okolic Grójca. Jest to zagłębie sadownicze. Gdzie nie spojrzysz, to widzisz sady. Za młodu zajmował się tym mój tata, ale miał tego raptem pół hektara. Raz dokupiłem jeden hektar, później dwa, trzy, 10 i tak poszło — wspomina. Zawodnik MMA przyznał, że w tym roku nie będzie z tego biznesu dużych zysków.
Ja mówię, że to jest pewnego rodzaju filantropia, bo w tym roku można powiedzieć, że nakłady duże, a z tego? Nic! — mówi wprost.
— Choć niektórzy ludzie żyją tylko z tego. Jest to ryzykowne. Jednego roku jest [zysk], a drugiego nie ma — dodaje. Pudzianowski zatrudnia do pracy w sadzie kilku pracowników.
Mam troszeczkę wiśni, troszeczkę jabłek. Samemu się tym nie zajmuję. Za dużo mam tego wszystkiego, żeby samemu to robić. Gdy przychodzi okres pryskania, to wsiadamy z chłopakami w ciągniki i robimy to na trzy maszyny. I pryskamy po 10-12 godzin, żeby to zrobić — kontynuuje.
— Wiem, ile kosztuje to pracy. Czy to truskawki, czy jabłka — wymaga to mnóstwo pracy. 12 miesięcy ciężkiej pracy — dodaje.
Polecamy: Mateusz Borek zobaczył wyniki wyborów i nie wytrzymał. “Jak to możliwe”
— Jak widzę truskawki, to mam traumę. Jak się sięgam pamięcią, to rodzice zawsze ganiali mnie do zbierania truskawek. Tylko wakacje przychodziły, to myślałem sobie: tylko nie to. Chodziłem wtedy do trzeciej albo czwartej klasy. I wtedy też zaczynałem trenować. Do 20 była praca z rodzicami na polu i dopiero po skończonej pracy miałem pozwolenie, żeby iść na trening — skończył Pudzianowski, wspominając o czasach młodości.
