NFL
Kochała go cała Polska. Jego szybką śmierć do dziś trudno zrozumieć

Buty sportowe zawieszone na kołku, dzieci odchowane, można więc w końcu zacząć w pełni korzystać z życia. Na horyzoncie jest przecież tyle planów. Multum państw do zwiedzenia, jeszcze więcej rzeczy do zrobienia. Tylko ten kaszel… Żona upiera się, żeby się przebadać. W końcu wizyta w przychodni i druzgocąca diagnoza. — Lekarze nie dawali mężowi praktycznie żadnych szans. Ale powtarzaliśmy sobie, że cuda się zdarzają — powiedziała w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet Lucyna Grubba. Wdowa po Andrzeju Grubbie wyjawiła po latach, co przyczyniło się do tak szybkiej śmierci najlepszego polskiego tenisisty stołowego w historii.
Może to zabrzmi egoistycznie, ale często zadaję sobie pytanie, dlaczego umiera taka osoba, która jest dobra, dba o siebie i innych, a nie ktoś, kto całe życie nic nie robi, a w dodatku prowadzi taki, a nie inny tryb życia. Tata zachorował na raka płuc, mimo że zapalił papierosa tylko przy jakiejś wyjątkowej okazji. To niesprawiedliwe, ale wiadomo, że życie ogólnie jest niesprawiedliwie. Już tego nie zmienimy, ale jakiś żal i smutek zawsze pozostanie — mówił nam przed rokiem Maciej Grubba, młodszy syn naszego wybitnego tenisisty stołowego.
Sprawdź: A jednak! Szymon Marciniak będzie prowadził finał. I to nie w Polsce
— Zaraz po śmierci zadawałem sobie pytanie, dlaczego on. Już wiem, że to nic nie zmieni. I odpowiedzi na to pytanie też nie ma — stwierdził starszy potomek, Tomasz.
Choć od śmierci Andrzeja Grubby mijało wtedy 17 lat, z wypowiedzi obu synów nadal wyzierał ogromny ból po stracie taty. Trudno się temu dziwić. Dla nich był nie tylko perfekcyjnym ojcem, ale i sportowym idolem. Zapatrzonych w niego było nie tylko tych dwóch chłopaków. Andrzej Grubba był na ustach całej Polski.
Grubba udowodnił zarazem, że nawet zostając największą gwiazdą, można pozostać sobą. Nie zachłysnął się zbytkami, które nagle pojawiły się w jego życiu. Nie była to droga z biedy na salony, ale ze wsi na salony — już tak. “Byłem wiejskim chłopakiem, który ze świetlicy przeprowadził się do najdroższych hoteli na świecie, który mógł poznać świat od jego lepszej strony. Nie mogłem nawet o tym pomarzyć jako nastolatek, wracając wieczorem zatłoczonym autobusem ze Starogardu Gdańskiego do Zelgoszczy” — wspominał na łamach autobiografii “Andrzej Grubba. Ostatnia Piłka”.
Przylgnęła do niego opinia, że wyprowadził tenis stołowy ze świetlic na salony. Nie ma w tym cienia przesady. O tym, jaką pozycję w polskim sporcie miała wtedy ta dyscyplina, najlepiej świadczy reakcja jego przyszłej żony na wieść o zwycięstwie pana Andrzeja w plebiscycie na najlepszego sportowca gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego. — Żeby chociaż piłkarz ręczny… Ale pingpongista?! — powiedziała przyszła pani Grubba.
— Nigdy wcześniej nie słyszałam o tenisie stołowym, więc bardzo się zdziwiłam, gdy okazało się, że osoba z takiej dyscypliny sportu mnie wyprzedziła. Ale dzięki temu poznaliśmy się już w pierwszym tygodniu na pierwszym roku studiów — opowiadała nam pani Lucyna przed trzema laty.
