NFL
Jacek Borkowski szokuje wyznaniem: uciekłem ze studiów, bo dziekan się do mnie dobierał

Jacek Borkowski właśnie skończył 66 lat, dziś dla widzów jest głównie Rafalskim w “Klanie”. Aktor w rozmowie z “Faktem” przyznaje jednak, że od lat żyje też ze śpiewania i jeździ po Polsce z recitalami. Niestety Akademii Muzycznej nie skończył i uciekł do szkoły teatralnej. Wszystko za sprawą traumatycznego doświadczenia.
Jacek Borkowski wciąż śpiewa i jeździ z recitalami po Polsce.4
Zobacz zdjęcia
Jacek Borkowski wciąż śpiewa i jeździ z recitalami po Polsce. Foto: – / Kapif
Jacek Borkowski od dziecka śpiewał i występował na festiwalach. Zadebiutował w 1970 r. na Festiwalu Piosenki Harcerskiej. Scena zawsze była jego marzeniem. Przez 20 lat był aktorem Teatru Ateneum w Warszawie, gdzie zagrał wiele świetnych ról. Widzowie znają go jednak głównie jako Piotra Rafalskiego z “Klanu” gdzie gra od 1997 r. i z występów wokalnych, z którymi jeździ po całej Polsce.
Jacek Borkowski kocha śpiewać. Kto wie, czy gdyby nie traumatyczne doświadczenie w Akademii Muzycznej nie byłby gwiazdą operetki. W rozmowie z “Faktem” aktor zdradza, co się stało i mówi o magicznym zdarzenie, które mogło sprawić, że jest na scenie
Jacek Borkowski: Oczywiście jeżdżę, bo ja głównie z tego żyję, taka jest prawda. Od 1971 roku jestem na estradzie. Choć byłem dzieciakiem, rozpocząłem już działalność prawie zawodową i wyjeżdżałem z koncertami młodzieżowymi. Pierwszy recital, jaki zrobiłem, opierał się na piosenkach o Warszawie i nazywał się “Miejsce urodzenia Warszawa”. Zaczynał się wierszem Słonimskiego. “Ciemna, zamknięta kawiarnia, ulica pusta bez dna”. Bardzo piękny wiersz. Później jechałem przez inne warszawskie piosenki, śpiewałem między innymi Jurka Pomorskiego.
Miecia Fogga to zapowiadałem wielokrotnie. Znałem go. Jeździłem też z Hanką Bielicką. Miałem to szczęście, że się otarłem o całą, że tak powiem starą śmietankę i arystokrację. Spotykałem się i ze Stempowskim, z Ludwikiem Sempolińskim, który zresztą rzucił nawet na mnie okiem, jak przygotowywałem się do szkoły teatralnej. Ponieważ mieszkałem na początku na Solcu, poznałem, jeszcze jako młokos Dymszę. Bardzo miło mnie traktował. Jak opowiadałem mu, że chcę być aktorem, to się śmiał. Mówił: “Dziecko, po co ci to? Co ty będziesz robił? Zobacz, ja chodzę po ulicy tylko i nic nie robię”. Był bardzo zabawny. Miałem wiele ciekawych spotkań w swoim życiu, były jak drogowskazy. Dopiero teraz sobie z tego zdaję sprawę. To wszystko się pewnie złożyło na to, że moje zainteresowania się tak ukierunkowały.
Ja marzyłem o tym, żeby występować, miałem to po prostu pod skórą. Nie wyobrażałem sobie dla siebie innego miejsca już od dziecka. Mama mi opowiadała, że już na nocniku śpiewałem. To było wpisane we mnie. Na szczęście los okazał się na tyle łaskawy, że przez te wszystkie lata cały czas pracuję. Udało mi się wyżyć z mojego zawodu, co wbrew pozorom nie jest tym samym, co bycie w zawodzie. Ja z zawodu wychowałem dzieci, pobudowałem dom jeden, drugi, żyję w miarę godnie.
No właśnie nie. Poza tym, że moja mama była zakochana w Czesiu Wołłejce. A żeby było śmieszniej, to pierwszym moim ojcem scenicznym w teatrze był właśnie Czesio Wołłejko. Wie pani, ja nie jestem mistykiem, broń Boże, ale tego samego dnia w tym samym szpitalu, w którym się urodziłem, czyli 16 kwietnia 1959 roku, zmarł fantastyczny aktor Józef Fertner, który zawsze grał mężów Ćwiklińskiej. Może, jednak te dusze latają między ludźmi. Śmieję się, że może jakiś kwant wtedy zaczepił o mnie
Nie, ja wiedziałem, że będę piosenkarzem. W ogóle nie chciałem być aktorem. Poszedłem do szkoły teatralnej niejako przez przypadek. Zrezygnowałem z kontynuowania studiów na Akademii Muzycznej, na Okólniku, byłem na wydziale wokalnym. Niestety uciekłem stamtąd, bo zaczął się do mnie dobierać dziekan. Już wiedziałem, że tam miejsca nie zagrzeję, bo dostałby ode mnie w ryj. Wiedział, że ja z Pragi jestem i żartów nie ma. No i zakończyłem działalność w szkole muzycznej.
To był czas, że kiedy nie studiowałeś, to szedłeś w kamasze. No więc jedyną pokrewną szkołą wydawała mi się szkoła teatralna. Nawet nie za bardzo wiedziałem, gdzie się mieści. Poszedłem, egzaminy prowadził Andrzej Łapicki. Zapytał, co im powiem, a ja stwierdziłem, że nic, ale mogę zaśpiewać. Zaśpiewałem im wtedy sonatkę Scarlattiego, ponieważ wcześniej byłem na tym etapie w szkole muzycznej. No i oni zdębieli, bo nie za bardzo wiedzieli, czy ja sobie jaja robię. Nagle stanąłem, walnąłem im pieśń i wyszedłem. Myślałem, że nic z tego nie będzie. Wychodzę ze szkoły, a ktoś mnie nagle puka w plecy. Patrzę, a to Andrzej Łapicki. Wyszedł za mną i już na ulicy zapytał, czy znam, chociażby ze dwa wiersze. Więc nauczyłem się dwóch wierszy i mnie przyjęli.
To był czas, że kiedy nie studiowałeś, to szedłeś w kamasze. No więc jedyną pokrewną szkołą wydawała mi się szkoła teatralna. Nawet nie za bardzo wiedziałem, gdzie się mieści. Poszedłem, egzaminy prowadził Andrzej Łapicki. Zapytał, co im powiem, a ja stwierdziłem, że nic, ale mogę zaśpiewać. Zaśpiewałem im wtedy sonatkę Scarlattiego, ponieważ wcześniej byłem na tym etapie w szkole muzycznej. No i oni zdębieli, bo nie za bardzo wiedzieli, czy ja sobie jaja robię. Nagle stanąłem, walnąłem im pieśń i wyszedłem. Myślałem, że nic z tego nie będzie. Wychodzę ze szkoły, a ktoś mnie nagle puka w plecy. Patrzę, a to Andrzej Łapicki. Wyszedł za mną i już na ulicy zapytał, czy znam, chociażby ze dwa wiersze. Więc nauczyłem się dwóch wierszy i mnie przyjęli
