Żona znalazła jego ciało w mieszkaniu. To był szok. Zaważyła jedna decyzja

Jeszcze w niedzielę rano Sławomir Rutka grał w turnieju piłkarskim, a tego samego dnia wieczorem jego żona Anna znalazła ciało męża w mieszkaniu. Kilka godzin wcześniej były piłkarz m.in. Legii Warszawa i Widzewa Łódź popełnił samobójstwo. Wcześniej został skazany za udział w ustawianiu meczów, z czym nie mógł sobie poradzić. — Afera korupcyjna była głównym powodem tego, co się stało — przyznaje jego przyjaciel Arkadiusz Bilski, który też dostał wyrok za udział w tym skandalu. W środę Rutka skończyłby 50 lat.

Żona Sławomira Rutki w niedzielę 22 lutego 2009 r. po wejściu do mieszkania zobaczyła przerażający widok. Jak opisywał “Fakt”, ciało jej męża wisiało na drążku do ćwiczeń zamontowanym w drzwiach jednego z pokojów. Pani Anna natychmiast wezwała pomoc, ale na ratunek było już niestety za późno. Kiedy na miejsce tragedii przyjechało pogotowie ratunkowe, lekarz stwierdził zgon.

Nikt nie spodziewał się tej tragedii. — W sobotę mieliśmy rano rozruch. Opowiadał, jak było w ŁKS czy w Koronie. W niedzielę grał w turnieju w miejskiej lidze piłki halowej. Nic nie wskazywało, że może popełnić samobójstwo — wspomina Mateusz Szczepański, piłkarz Prochu Pionki, który w tym zespole występował już w sezonie 2008/09, gdy tuż przed śmiercią prowadził go Rutka. Tymczasem kilka godzin później po wspomnianym turnieju 33-letni szkoleniowiec odebrał sobie życie. — Dzwoniliśmy wtedy do siebie z kolegami i tak informowaliśmy się nawzajem o tej tragedii. To był mega szok dla całego otoczenia. Gdy się spotkaliśmy, nie wiedzieliśmy, jak się zachować — dodaje.

Dowiedziałem się o tym z mediów. To był szok. W życiu bym nie pomyślał, że miał problemy depresyjne — mówi nam trener Ryszard Wieczorek, który prowadził go w Koronie. — Dochodziły nas słuchy, że miał problemy, ale to był szok. Pogodny facet, taki jeszcze z szatni starego typu, taki do rany przyłóż — wspomina kolega z Korony Grzegorz Bonin.