NFL
Pięć ofiar nie żyje. Słychać było krzyk: ratunku! Wstrząsające relacje świadków pożaru

Krzyki rozpaczy i wołanie o pomoc: ratunku! To były pierwsze słowa, które dotarły do mieszkańców ul. Lubomskiej w Pszowie na Śląsku. W niedzielę (13 kwietnia) o 18.30 dom z numerem 56 stanął w ogniu. Wynajmujący go lokatorzy: głównie robotnicy próbowali uciec z pułapki. Nie wszystkim się udało. Z 17 osób, które tam mieszkały, ocalało 12. Pięciu lokatorów straciło życie w płomieniach.
To było straszne. Jeździłam konno, kiedy zobaczyłam jęzory ognia wychodzące z okien. Zadzwoniłam na 112, ale dyspozytor powiedział, że służby już jadą. Widziałam tych ludzi na ostatnim piętrze, niektórzy chcieli skakać. Krzyczałam, że pomoc jest w drodze. Tyle mogliśmy zrobić – mówi “Faktowi” Zosia, córka strażaka i naoczny świadek pożaru. Jej ojciec uczestniczył w akcji ratunkowej.
Usłyszałem syreny, spojrzałem – wielka łuna i dym. Wziąłem drabinę i pobiegłem, ale strażacy już byli na miejscu. Policjanci nie wpuścili mnie dalej, ogień był wszędzie – relacjonuje pan Bronisław Jóźwicki. – Widziałem, jak rodzina Ukraińców stoi na dachu i woła o pomoc. Strażacy ich uratowali. Męża i żonę. Ściągnęli też z dachu ich psa.
Budynek płonął błyskawicznie. – Wszystko było w boazerii, plastiku. Mówią, że ogień mógł wybuchnąć przez pozostawione na kuchence frytki. Ten, kto je smażył, ponoć zapomniał – dodaje sąsiad. – Z tego domu uratowałem kota. Też tam mieszkał.
Wśród zaginionych – pan Andrzej. Rodzina czekała na telefon
Zobacz także
Tragiczny pożar zabrał pięć żyć. Dramat budowlańców. “Uciekali na dach”
Tragiczny pożar zabrał pięć żyć. Dramat budowlańców. “Uciekali na dach”
Dziś debata! 300 zł za “Głosujcie, byle nie na mnie”!
Materiał promocyjny
Dziś debata! 300 zł za “Głosujcie, byle nie na mnie”!
Dramatyczny pożar w wieżowcu. Ludzie przed ogniem uciekli do windy. Utknęli między piętrami
Dramatyczny pożar w wieżowcu. Ludzie przed ogniem uciekli do windy. Utknęli między piętrami
W budynku mieszkało 17 osób. Uratowano 12. Wieczorem bliscy wciąż mieli nadzieję.
– Tam mieszkał nasz wujek Andrzej. Po śmierci żony wynajmował pokój za 900 zł miesięcznie. Chciałem wpaść do niego na kawę. Dzwoniliśmy, ale była tylko cisza… – opowiada pan Piotr.
Dzień później nadzieja zgasła.
– Zadzwonili z policji. Wujek nie przeżył – mówi cicho. Andrzej miał 69 lat.
To nie był formalny hostel. Trwa śledztwo
Jak ustaliła policja, budynek nie był oficjalnie zarejestrowany jako hostel.
– Właściciel wynajmował pokoje różnym ludziom. Ustalamy, na jakich zasadach – mówi Małgorzata Koniarska, rzeczniczka policji w Wodzisławiu Śląskim. – W środku były kobiety i mężczyźni, dzieci prawdopodobnie nie.
Uratowani zostali tymczasowo zakwaterowani w jednym z gościńców w Pszowie. Otrzymali też pomoc psychologiczną.
Policjanci weszli do ognia. Jeden z nich trafił do szpitala
Dwóch dzielnicowych z komisariatu w Pszowie ruszyło z pomocą. Jeden z nich – 34-latek z 12-letnim stażem – trafił do szpitala.
– Ból głowy, podrażnione gardło, objawy zatrucia gazami. Po kilku godzinach wrócił do domu, ale czuje się bardzo źle – relacjonuje rzeczniczka.
Drugi funkcjonariusz został opatrzony na miejscu i wrócił do akcji. – Mundury śmierdziały spalenizną, buty się powyginały od temperatury – mówią świadkowie.
Na miejscu tragedii wciąż pracują śledczy
Dozorca budynku został już przesłuchany. Trwają oględziny z udziałem biegłego, prokuratora i eksperta od katastrof budowlanych. Policja nie podaje jeszcze oficjalnej przyczyny pożaru.
