NFL
Zabiła córeczki i wrzuciła do ognia. Sąd właśnie podjął decyzję

Monika B. nie stanie przed sądem, nie usłyszy wyroku i nie pójdzie do więzienia. Bo od tamtej nocy, kiedy jej córki zginęły, nic nie jest już normalne. Ani w tej sprawie, ani w niej samej. Sąd w Tarnowie (woj. małopolskie) właśnie umorzył postępowanie i zdecydował o detencji, czyli umieszczeniu kobiety w zamkniętym zakładzie psychiatrycznym. Lekarze nie mieli wątpliwości, że była niepoczytalna. Nie wiedziała, co robi i nie rozumiała, co to znaczy odebrać życie. Nawet jeśli ofiarami były jej własne dzieci.
Monika B. nie odpowie przed sądem za zabójstwo swoich córek. 4
Zobacz zdjęcia
Monika B. nie odpowie przed sądem za zabójstwo swoich córek. Foto: Rafał Klimkiewicz / Edytor
Czy ktoś tego nie wiedział? Od pierwszego dnia, gdy matka Moniki znalazła ciała wnuczek w ognisku, wszystko wskazywało na jedno: nie była to zbrodnia z premedytacją. To był rozpad człowieka, tak kompletny, że nie da się go włożyć w paragraf.
Tragedia rozegrała się 9 maja 2024 r. w Woli Szczucińskiej, niedaleko Tarnowa. Pod jednym z domów gasło ognisko. Jak się wkrótce okazało, spłonęły w nim ciała dwóch dziewczynek.
Oliwia miała 5 lat. Nadia 3. Tego dnia były w przedszkolu. Po południu zjadły obiad. Jak mówili potem śledczy, zostały położone spać. Nagle matka chwyciła za nóż.
Nie było krzyków, ani świadków. Tylko jeden SMS: “Dzieci już nie ma”. Monika wysłała go do swojej matki. To właśnie babcia dziewczynek znalazła ciała w ognisku i podniosła alarm.
Śledczy już na miejscu zauważyli ślady krwi w domu. Monitoring zarejestrował, jak kobieta wynosi zakrwawione ciała dzieci. Robiła to w ciszy, bez emocji, jakby działała automatycznie.
Monikę B., 41-letnią mieszkankę wsi, zatrzymano jeszcze tego samego dnia. W areszcie nie można było z nią nawiązać kontaktu. Nie rozumiała pytań i milczała. Lekarze szybko zdiagnozowali ciężką chorobę psychiczną. Biegli uznali, że kobieta w chwili popełnienia czynu nie rozumiała, co robi i nie mogła kierować swoim zachowaniem.
Sąd zatwierdził tzw. detencję. Decyzję potwierdziła w rozmowie z portalem rdn.pl Małgorzata Stanisławczyk-Karpiel, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Tarnowie. Jak wyjaśniła, postępowanie zostało umorzone, ponieważ biegli psychiatrzy i psycholog zgodnie orzekli, że kobieta była niepoczytalna. Prokurator, zamiast aktu oskarżenia, złożył wniosek o zastosowanie środka zabezpieczającego.
Nie wiadomo jeszcze, do którego zakładu psychiatrycznego trafi Monika B. Będzie tam tak długo, aż lekarze uznają, że nie stanowi już zagrożenia. Jej stan zdrowia będzie co pół roku oceniany przez sąd.
