NFL
Zamordował żonę i bestialsko okaleczył jej ciało. Potem zabił jeszcze cztery osoby. “Tego właśnie chciał”

Od wstrząsającej zbrodni na poznańskim Dębcu minęło siedem lat. W miejscu, gdzie stała kamienica, którą szaleniec wysadził w powietrze, od lat jest pusty ogrodzony teren. Ta pustka przypomina o ogromie tragedii, która się tam rozegrała. 46-letni wtedy Tomasz J. nie chciał, by jego 41-letnia żona Beata odeszła do innego. Zabił ją w wyjątkowo bestialski sposób, a potem zbezcześcił jej ciało. Na koniec odkręcił gaz. Doszło do wybuchu, w którym zginęły cztery kolejne, niewinne osoby. Tomasz J. przeżył i odsiaduje dożywotni wyrok więzienia.
Tomasz J. zabił żonę Beatę i wysadził kamienicę w powietrze.5
Zobacz zdjęcia
Tomasz J. zabił żonę Beatę i wysadził kamienicę w powietrze. Foto: Paweł F. Matysiak, Bartosz Jankowski / newspix.pl
Tekst zawiera drastyczne szczegóły. Odradzamy czytanie go osobom o słabych nerwach
Siedem lat temu, 4 marca 2018 r. poznańskim Dębcem wstrząsnął wielki huk. Był to odgłos kamienicy walącej się po wybuchu gazu. Następnego dnia okazało się, że nie była to zwykła katastrofa budowlana. To Tomasz J. zabił swoją żonę Beatę, która chciała od niego odejść. Była już w związku z innym mężczyzną. Jej mąż postanowił do tego nie dopuścić. Zabił kobietę, a potem pastwił się nad jej zwłokami, m.in. obcinając jej głowę, skalpując i nożem robiąc napisy na jej ciele. Mówiło się też, że obciął jej piersi i uszy. Potem, aby zatuszować zbrodnię, wysadził kamienicę w powietrze. Oprócz Beaty J. zginęło trzech mieszkańców kamienicy i jej koleżanka, która przyszła nakarmić jej psy (Beata miała wylecieć do Anglii). To właśnie, gdy ona próbowała dostać się do mieszkania, doszło do wybuchu. Tomasz J. był w bardzo ciężkim stanie, ale przeżył
Proces przed Sądem Okręgowym w Poznaniu był bezprecedensowy w Polsce. Tomasz J. odpowiadał za zabójstwo żony, znieważenie jej zwłok, a także zabójstwo czterech innych osób i usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 poprzez spowodowanie wybuchu gazu. Czegoś takiego nigdy wcześniej na polskiej sali sądowej nie było. Biegli orzekli, że w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów Tomasz J. był całkowicie poczytalny. Choć normalnemu człowiekowi trudno to pojąć, zabójca z Dębca doskonale wiedział, co robi i tego właśnie chciał. Rozprawy prowadzone były przy szczególnych środkach bezpieczeństwa. Tomasz J. zasiadł za specjalną szybą
Media i widownia musiały mieć specjalne, wydawane przez sąd wejściówki, by móc zasiąść na sali rozpraw. Oskarżony konsekwentnie odmawiał składania zeznań, a nawet kazał się nie doprowadzać na rozprawy.
Sąd przesłuchał także siostrę zamordowanej Beaty J., której sąd powierzył opiekę nad jej synem. Kobieta przyznała, że w małżeństwie J. nie działo się dobrze, ale o przemocy nie słyszała. Podkreśliła jednak, że Beata miała nowego ukochanego i chciała odejść od męża. Beata i Tomasz byli małżeństwem od kilkunastu lat. Od dłuższego czasu nie działo się między nimi dobrze. Rok przed tragedią na Dębcu, mężczyzna wyprowadził się z kamienicy. Zostawił żonę i syna. Wyjechał do Anglii. Beata zmieniła zamki w mieszkaniu, żeby nie mógł do niego wejść. Złożyła też pozew rozwodowy. Cały czas kłócili się jednak o dziecko. W dniu swojej śmierci kobieta najwyraźniej zgodziła się na spotkanie z mężem. Z pewnością nie spodziewała się, do czego jest zdolny.
Budynek, w którym doszło do wybuchu, musiał zostać rozebrany. Wszystkie poszkodowane rodziny mieszkają w nowych miejscach. Morderca został skazany na dożywocie. Apelację od wyroku złożyli obrońcy oskarżonego oraz pełnomocnik pokrzywdzonych. Sąd Apelacyjny podtrzymał jednak karę dożywocia.
